Miłość rozpoznajemy po tym, że mamy nieczyste sumienie

Są dwa rodzaje sumienia: nasze własne i sumienie rodowe. Pierwsze z nich to sumienie, które podpowiada nam, co jest dobre, a co złe. Sumienie rodowe z kolei zainteresowane jest tylko tym, żebyś przynależał do rodziny, z której pochodzisz. To sumienie, przypominające o sobie na różne sposoby, dba byś od rodziny nie odszedł i byś zawsze o niej pamiętał. Upominając cię, podporządkowuje twoje sumienie sumieniu twojej rodziny.

Sumienie własne odpowiada za wartości, które nabywasz w trakcie wychowania zarówno w środowisku rodzinnym jak i społecznym. Kształtuje się, kiedy po raz pierwszy bawisz się w piaskownicy i zastanawiasz, czy obsypać koleżankę piaskiem lub zabrać jej zabawkę, kiedy tego nie widzi. Nieco później w szkole podstawowej, konkretyzuje się, kiedy przykładowo, zastanawiasz się, czy spisać od kolegi zadanie czy zrobić je samemu. W latach, kiedy twoja uwaga kieruje cię w stronę grup rówieśniczych, twoje sumienie podpowiada, czy wierność przyjacielowi jest cenniejsza, niż opieka jaką oferuje grupa. W starszym wieku, kiedy grupy rówieśnicze przestają stanowić priorytetową wartość, twoja uwaga skupia się na budowaniu pierwszych relacji partnerskich. Początkowo mają one formę doświadczenia, w którym młodzi ludzie badają swoje granice i nabywają „związkowej” orientacji.  Będzie ona później służyć nawiązaniu dorosłej miłości. Aż w końcu, gdy ta przychodzi, wraz z nią odzywa się coś, czego się w tym momencie zupełnie nie spodziewałeś  – do głosu dochodzi sumienie rodowe. Teraz kiedy stajesz w obliczu miłości, pragniesz założyć własną rodzinę i kiedy spełnienie tych marzeń staje się możliwe, sumienie rodowe przypomina o sobie, wzbudza wątpliwości i domaga się uwagi. Stosuje sztuczki, od małych niepokojów do ogromnych wyrzutów sumienia po to tylko, byś nie zapomniał gdzie przynależysz i skąd pochodzisz.

Dotąd, zanim wszedłeś w poważny związek, poruszałeś się w ramach swojej rodziny. Doświadczałeś życia, ale twoje doświadczenia nie poddawały w wątpliwość dotychczasowej przynależności. Twoje sumienie było „czyste”. Teraz, kiedy poznałeś życiowego partnera, obudziłeś sumienie rodowe, to, które odtąd będzie ciągle szeptać i podpowiadać, że nie wolno ci odejść, że odejście to zdrada „prawdziwej” rodziny. Gdy szepty nie pomogą, będzie niemo krzyczeć informując, że masz wobec niej zobowiązania, że za spędzony w rodzinie pochodzenia czas musisz zapłacić tym samym. A gdy to nie pomoże, obarczy cię wyrzutami sumienia i sprawi, że będziesz miał „nieczyste” sumienie.

I co teraz? Sytuacja choć wydaje się bez wyjścia, to jednak wbrew prawu przynależności rodowej zakochujemy się, tworzymy związki i opuszczamy dom rodzinny, by założyć własny. Niestety, wyrzuty sumienia rodowego zazwyczaj pozostają.

Czy możliwe jest, by wejść w nowy związek i mieć „czyste” sumienie?

Oprócz par, którym udało się rozwiązać bizantyjski splot z rodziną pochodzenia, są i takie, którym się to nie udało i w konsekwencji nieświadomi siły związku z rodem, poświęcili dla niego miłość. Nie zawsze jednak poświęcenie miłości oznacza rozpad związku. Przybiera ono różne postaci od niewinnych z pozoru pretensji do wielkiej frustracji. O zachowanie status quo rodziny pochodzenia dbają zarówno osoby, które wchodzą w nowy związek, jak i te, które w niej pozostają. I tak, nierzadko obserwujemy rozczarowane żony pragnącej widzieć w swoich mężach ojców. Mężowie, choć bardzo by się starali, nie mają najmniejszych szans, by dorównać swym teściom – w końcu ojciec był pierwszy! Dlatego mąż polega w rywalizacji z teściem. Z drugiej strony słyszymy o teściowych, które patrzą na ręce młodej małżonki nie ufając, że ta „wykarmi” ich syna. I tak mocno dbają o swoje dziecko, że młoda żona zwalnia im miejsce przy boku ukochanego. Widzimy wiele par, które pozostają razem, choć w ich codzienności więcej jest mamy, taty, teściowej, teścia, zatroskanych babć i dziadków, niż ich samych.

Czy jest rozwiązanie takiej sytuacji? Czy możemy mieć „czyste” sumienie w związku następnym po związku z rodzicami? Niestety nie. Sumienie rodowe odwołuje się do pierwszej przynależności, do najgłębszej i bezwarunkowej miłości naszych rodziców i całego rodu, dzięki któremu dotarliśmy do miejsca, w którym obecnie jesteśmy.

Czy więc zawsze będziemy borykać się z „nieczystym” rodowym sumieniem? I tak i nie.

Tak, bo pragnienie przynależności do rodu nigdy w nas nie zniknie. Tak, bo jesteśmy lojalni i zawsze takimi pozostaniemy. Jako dziecko zawsze będziemy przynależeć do swojej rodziny. I choć prawo przynależności dziecka do jego rodu jest nierozerwalne, to, to samo prawo kryje rozwiązanie. Dzieckiem nigdy nie przestaniemy być, ale możemy dorosnąć. Dziecko nie udźwignie oddalenia od rodziny. Wyrzuty sumienia  każą mu złożyć w ofierze nową miłość w zamian za przynależność. Jednak Dorosły, mimo że pozostanie dzieckiem swojego rodu, udźwignie wyrzuty sumienia. Połączy swój ród i ród swojej wybranki, stając się pomostem między dwoma rodami. Teściom, choć nie zawsze lubianym, podziękuje za ich córkę, a ona podziękuje teściowej za jej syna. Wszyscy zostaną uszanowani i każdy zajmie właściwe mu miejsce.

Kiedy więc przyjdzie pora sprzeczek i nieporozumień dotyczących zachowania teścia i złej miny teściowej, pamiętaj, że nie uda ci się złamać przynależności partnera do jego rodziny. Kiedy będziesz na to napierać, rodowe sumienie bez wątpienia przypomni o sobie. Przywoła wspomnienie lojalności rodzinnej i wkrótce boleśnie odczujesz, jak wielką ma moc.

Nie narażajmy związku na takie wyzwania. Dorośnijmy do miłości i nie podważajmy przynależności rodowej. I tak z nią nie wygramy. A kiedy się to uda, pozwólmy sobie i naszym partnerom poczuć się czasem jak dziecko. Kiedy wrócą na chwilę do swojego rodu bardziej, niż byśmy sobie tego życzyli, nie martwmy się. Wrócą do nas, bo dorośliśmy do wspólnej miłości, choć zanurzeni we własnych rodach.


Fot.: www.pixabay.com

Tagged , , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *