Lekki ciężar ludzkiego brzemienia

Brzemię

Prawdopodobnie nie ma osoby, która „nie ma żadnego problemu”. Problemem jest niemal każda sytuacja wymagająca naszej uwagi i potrzebująca rozwiązania. Problemy małe wymagają małego zaangażowania, te wielkie zwane często brzemionami, angażują sporą część naszego czasu. Spalają energię, wydają się być nie do udźwignięcia a przede wszystkim wywołują lęk.

Oceniając – wzmacniasz swój lęk

Kiedy ocieramy się o naznaczone cierpieniem historie ludzkie – zatrzymujemy się. Wprawiają nas one w zadumę, zdziwienie, wzbudzając jednocześnie lęk i ciekawość. Wsłuchujemy się w nie, by przejrzeć się w nich jak w zwierciadle i z ulgą stwierdzić, że na szczęście to doświadczenie nas nie dotyczy. Kiedy wywołują odrazę – nie słuchamy. Uciekamy pośpiesznie by nie „zarazić” się cierpieniem drugiego człowieka. Nieświadomie ulegamy lękowi szepcącemu wyobraźni, że podobna „choroba” może dotknąć  i nas. Boimy się, ponieważ oceniamy. Kiedy poczujemy lęk, wraz z nim pojawią się nasze reakcje obronne w postaci zaprzeczenia, ucieczki czy powszechnego „czarnego humoru”. Dzieje się tak całkiem niepotrzebnie. Oceniając tylko z jednej – własnej perspektywy, nie mamy możliwości odpowiedzenia sobie na pytanie, dla kogo dane doświadczenie jest nie do udźwignięcia. Nie przychodzi nam nawet na myśl, że osoba, o której myślimy, że jest cierpiąca może odbierać swoją sytuację zupełnie inaczej niż sobie to wyobrażamy. Również dla niej doświadczenie Twojego życia postrzegane może być niczym „droga przez mękę”, podczas gdy dla Ciebie stanowi zaledwie tymczasową niedogodność. Skupiając się wyłącznie na cierpieniu boimy się go. Łatwiej będzie nam więc uniknąć lęku, gdy tylko zaczniemy oddzielać samą osobę od jej doświadczenia.

Brzemiona – nie bój się ich

Kiedy przyszła na Świat, jej rodzice byli już w dojrzałym wieku. Była jedynaczką. Nie zdążyli zadbać o zapewnienie jej rodzeństwa. Wychowywała się w spokojnym, nazbyt poważnym domu jak na jej młody wiek. Rodzice zapewniali jej dobra materialne, nie mieli jednak zrozumienia dla dziecięcych a potem młodzieńczych problemów. Dla rówieśników zbyt rozważna, dla starszych od niej znajomych zbyt niedoświadczona, odsuwana przez wszystkich stawała się coraz bardziej związana z życiem swoich rodziców. Towarzysząc ich późnej dorosłości a potem starzeniu się zapomniała o sobie – zapomniała zakochać się, zapomniała wyjść za mąż, zapomniała stworzyć własną rodzinę. Zamiast własnym, żyła ich życiem. Pewnego dnia ojciec zachorował. Matka była już zbyt słaba by się nim opiekować. Córka karmiła go, myła, opiekowała się nim z troską. Za pół roku w łóżku obok ojca położyła się również matka i więcej nie wstała. Wymagała opieki takiej samej jak ojciec. Córka opiekowała się teraz obojgiem leżących rodziców. Nawet przez myśl jej nie przeszło by powierzyć rodziców instytucjom opieki. Czasem tylko wspomagana przez pielęgniarki, dbała o nich sama przez kolejne trzy lata. Rodzice już nie żyją. Odeszli w jednym tygodniu. Po pogrzebie, będąc jeszcze w żałobie, córka wyremontowała mieszkanie, kupiła nowe meble, zmieniła całą garderobę i zaczęła nowe życie – bez rodziców. Nadal jest pogodną kobietą. Czuje się szczęśliwa, choć jak twierdzi, wcale nie bardziej, niż gdy jeszcze mogła dzielić swój czas z rodzicami.

Przytoczona historia budzić może szereg uczuć, od podziwu poprzez wyrozumiałość, współczucie i litość aż do strachu o to, że podobne doświadczenie mogłoby przydarzyć się również nam. A jednak bohaterka tej historii nie ocenia swojego życia jako trudnego. Opieka nad rodzicami nie sprawiała jej większego problemu, a miłość i troska o nich przynosiły spełnienie. Nie było to trudne dla niej dlatego, że miała naturalne predyspozycje do opieki, jakiej w tym przypadku wymagali jej rodzice. Za to zbyt wczesne spotkanie z ich śmiercią było by dla niej nie do udźwignięcia. Nie dane więc jej było tego doświadczyć. Czuje za to wdzięczność do losu i nie zamieniła by się na doświadczenia z bohaterką poniższej historii.

Ta kobieta wie jak się żegnać. Jest już przyzwyczajona do odchodzenia bliskich jej osób. We wczesnych latach życia straciła rodzeństwo. Niedługo potem zmarli jej rodzice. Starając się o dziecko kilkukrotnie poroniła. Jej mąż zmarł kilka lat po ślubie. Dalsza rodzina, która jej pozostała liczy zaledwie kilka osób. Wszyscy inni już zmarli. Została sama, a jednak pogodna. W śmierci nie widzi wroga lecz nauczyciela. Dzięki niej pozbyła się lęków przed stratą i uświadomiła sobie, że nie udźwignęła by brzemienia opieki nad obłożnie chorą osobą. Nie dane więc jej było tego doświadczyć.

Wczesna śmierć rodziców „niechcący” uchroniła bohaterkę powyższej historii przed ewentualnym sprawowaniem nad nimi opieki w podeszłym wieku. Przeżyła za to, i wielokrotnie udźwignęła śmierć najbliższych osób. Stało się tak dlatego, że od dziecięcych lat posiadała naturalną zdolność interpretowania życia jako doświadczenia, które nie kończy się wraz z nadejściem śmierci, ale mimo niej nadal trwa. Nie czuje się więc samotna, jak osoby słuchające tej historii mogły by ją postrzegać.

Pomniejsz swój lęk – nie oceniaj

Nasze oceny naznaczone są błędem indywidualnej perspektywy. Nie są ocenami obiektywnymi, za jakie zazwyczaj je uważamy. Są za to interpretacją zdarzeń ograniczoną nami samymi – naszymi doświadczeniami, temperamentem i emocjonalnością. Oceniając, porządkujemy docierające do nas informacje tak, by umniejszyć lęk – wydaje się nam bowiem, że w uporządkowanym świecie nic nam nie grozi.

Niestety mylimy się, krzywdząc tym siebie i innych. Siebie – poprzez wzmacnianie własnego lęku. Innych – skazując ich na nasze niezrozumienie. Gdybyśmy choć na moment zechcieli zrezygnować z oceniania, wtedy pod powierzchnią zebranych przez nią doświadczeń dostrzeglibyśmy samą osobę. Tak więc mimo tego, że jej doświadczenia mogły nas przestraszyć, ona sama nie wywoła w nas takiego uczucia.

Warto więc zrezygnować ze zbyt wczesnych ocen, oswoić instynkt, pohamować lęk, przyglądnąć się swoim poglądom i przekonaniom. Wtedy, otwarci na drugą osobę, poznamy ją pod powierzchnią jej doświadczenia, a dzięki temu umniejszymy własny lęk.


Fot.: www.pixabay.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *